poniedziałek, 5 maja 2014

' You're jealous? '





     Świetnie. Dzielę się sesjami. Po prostu zajebiście. Od kiedy dwie z nas mogą zostać okładką?! Od teraz chyba mogą. Chrzanić to. No tak, miałyśmy zacząć wszystko od nowa. Gdyby nie to, pewnie bym nawet nie wzięła udziału w tej sesji. Tyle w tym dobrego.
- Wow, czyli jednak postawił na swoim... - zamyśliłam się.
- Kto? - och, Lu, czy ty używasz mózgu?
- Dean... - po prostu stamtąd odeszłam, zostawiając Laurel, która próbowała myśleć.


   - Hej, Charlotte, możemy pogadać?
- O czym?
- Wiesz, tak głupio wyszło z tymi zdjęciami...
- Głupio? Nie udawaj. Dopiero co się zjawiłaś i już na okładce. Gratulacje - odeszłam.
- Jesteś zazdrosna?
- Żartujesz sobie? Zazdrosna? Jeszcze duużo rzeczy nie wiesz o tej branży. To jest jak życie w dżungli - każdy walczy o swoje, walczy o przetrwanie. Jeśli komuś się udaje - super. Ale niech nie zapomina, że o rolę trzeba walczyć, bo zawsze może ktoś czyhać na twoje potknięcie. Jak drapieżnik czekający na ofiarę, jak sęp na padlinę. Więc, pilnuj się - teraz odeszłam na dobre.


    - Hej, pomyślałem, że może chciałabyś się ze mną widzieć? Czekam na ciebie na dole.
- Austin? Dobrze wiesz, że jestem w pracy... A z resztą - pieprzyć to. Zaraz będę.
No bo po co mam zostawać? Niech ten skurwiel, wie co dzisiaj traci, nie mam zamiaru tańczyć jak on zagra. Nie ze mną takie gierki. A z Austinem potrafię się rozluźnić, nie tylko fizycznie. To dziwne, że to mówię, ale przy nim... nie muszę udawać. Umiem się śmiać, słuchać, uśmiechać. Może to jest znak? Kiedyś myślałam, że właśnie taka jestem - niedostępna, zimna, bez serca. Jednak teraz odkrywam w sobie te dobre cechy. Zaskakujące prawda? Charlotte Attaway ma swoją dobrą stronę. Ale nie cieszmy się za wcześnie, tylko przy nim. Ale to wcale nie znaczy, że coś do niego czuję. Nie, w tej sprawie nic się nie zmieniło, nie mam czasu na miłość. Poza tym nie czuję tego. Jest miło, nawet bardzo, ale tego nawet nie można nazwać przyjaźnią. Po prostu jest, nikt nie wie co.
- Po co chciałeś się zobaczyć, Howett?
- Pogadać, ponarzekać, wiesz.
- Och, więc Starbucks?
- Zapraszam.
   Nie rozumiem całej tej sprawy z tym spotkaniem, żeby pogadać. Wcześniej nigdy nie było takiej sytuacji, nigdy tak wcześnie. O tyle dobrze, że odprężyłam się po tej sprawie z tym skurwielem. Bóg jeden wie, co jutro odwali, że zwiałam. Ale to tylko potwierdzi moje założenie - beze mnie nie istnieje. Chociaż teraz ma nową laleczkę, która daje radę. Ciekawe ile razy mu obciągnęła. Ja nie musiałam, to on mnie błagał o bycie jego modelką. Nie powinnam być też aż tak bardzo wściekła na Louise. W końcu gdyby nie ona, to ani ja, ani ona nie znalazłaby się na tej okładce. Zrobiła mi, w pewnym sensie, przysługę, a ja dalej za nią nie przepadam. Ale przecież z tego powodu nie muszę być dla niej miła. Namieszała mi w życiu, tyle wystarczy by jej nie darzyć sympatią. Ale jednak...
- Z tą dziewczyną, Louise, już wszystko ok?
- Dobre pytanie...
- To znaczy?
- Nie wiem, nie wspominajmy o niej.
- Ok, co powiesz na przejażdżkę do mojego domu?
- Coś sugerujesz? - podniosłam brew.
- Daj spokój, At. Po prostu chciałem byśmy tam pojechali.
- A masz wino?
- Jak ostatnio sprawdzałem był pełny barek.
- To co my tu jeszcze robimy? - zaśmiałam się, aktorsko zrywając się z miejsca.






                          ___________________________________________________

Będzie się działo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz