sobota, 1 lutego 2014

' What the hell...? '




   Nie zmienię biegu wydarzeń, nie cofnę czasu, ale gdybym mogła, nie poszłabym na ten głupi most. Oczekiwałam, że Sean pomoże mi odpowiedzieć na pytania tłoczące się w mojej głowie, a w rzeczywistości tylko mi namieszał. On i Louise. Nigdy tego nie robiłam, ale muszę zacząć dzień od "pigułki szczęścia". Od razu lepiej.
- Hej przystojniaku, mogę wpaść na masaż?...jak chcesz...w takim razie czekam...pa.
    Robi się coraz przyjemniej. Zapomniałam jak baardzo przystojny jest Austin. Serio, jest cudowny. Dlaczego miałoby się to skończyć tylko na masażu, huh?



*Laurel*

Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Charlotte ominęła już cztery dni na planie, cztery imprezy. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nie żebym się martwiła czy coś, po prostu jest trochę inaczej bez niej. Najdziwniejsze, że Sean na nią nie nawala i Louise też nie ma. Mówiła mi, że musi się nią zająć, ale to? Przesada. Ta laska nie jest warta takich poświęceń. Dwa dni temu było mi miło, że powiedziała mi o tej całej sprawie, dziewczyny tyle nie wiedziały. To było miłe. 
    Jedyne czego się obawiam, to że stracę Cher. Musiała by być głupia, żeby tak zrobić. Przecież to było widać, że nie potrafi tej laski zcierpieć, no ale jednak mam obawy. Głupie, prawda?

*Charlotte*

Nigdy nie było mi tak dobrze. Austin nie dość, że nieziemsko przystojny, jest zajebistym towarzyszem. Nie pytał o nic, po prostu był. Nie powiem, że z nim nie flirtowałam, bo robiłam to nazbyt przesadnie, ale nie był tym zmieszany. Byliśmy na kawie. Sztuczne szczęście mnie opuściło i dzięki Austinowi zapomniałam o wczorajszej głupocie. Nie obchodziło mnie, że wystawiłam Louise i będę musiała słuchać kazania Deana. Trudno. Namieszała mi, wkurzyła mnie i nie mam zamiaru tego ciągnąć. Nie ze mną takie numery. Jestem Charlotte Attaway, a nie jakaś dziewczynka z przedmieścia Manchesteru.

- Co ty kurwa sobie myślisz?! - oho, zaczyna się.
- A co sobie kurwa myślałeś? Nie jestem niańką i nie zamierzam nią być. Ta laska ma chyba swój wiek i rozum, niech się sama pilnuje. Jak nie to wypad!
- Przeginasz, Charlotte. Żebyś to ty nie musiała wylecieć. A teraz spadaj do Louise i żebym więcej nie musiał ci przypominać co masz robić.
- A co jeśli nie? Wszyscy się o mnie biją. Nie wylejesz mnie, beze mnie nie będziesz istniał i ty dobrze o tym wiesz.
- Do cholery, czego ty chcesz? Myślisz, że jesteś jedyna? Nie! Więc lepiej już sobie idź.
   Co on sobie myśli? Ja pierdzielę, ten stary psychol wkurwił mnie na maksa. Wybiegłam z gabinetu, a tam kogo widzę? Laurel popijającą wodę.
- Co do cholery...?
- Nieważne. - wybiegłam z poirytowaniem.
Żeby tylko wiedziała co przez nią przechodzę. Za żadne skarby nie pójdę do niej. To ona powinna błagać mnie, bym ją przygarnęła pod swoje skrzydła. 

    - Austin? Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale nie mam z kim pogadać, a zaraz nie wytrzymam i zrobię komuś krzywdę.
- Wiesz to chyba nie jest dobry pomysł, skoro chcesz zrobić komuś krzywdę, to w tym wypadku wypada na mnie. Ja chcę jeszcze żyć - mimowolnie zaśmiałam się. Tak, chciałam zwalić kogoś z nóg, a ja się śmieję. Wiedziałam do kogo zadzwonić.



__________________________________________



To jest nasz Austin.




Nie chcę się powtarzać, ale komentujcie, proszę. Powoli rozwijam moją koncepcję,
chociaż ciężko jest ubrać w słowa to, co chcę przekazać. Wasza pomoc w komentarzach
byłaby czymś cudownym, dlatego was proszę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz