piątek, 7 lutego 2014

' Don't want him to know. '

Ekhem. Jeśli czytasz, zostaw komentarz, chociaż głupią minkę. Proszę.

_____________________________________________

    Jak obiecała tak zrobiła. Za dwie godziny mam być na planie. Stęskniłam się już za tym całym zamieszaniem wokół mnie. Za wszystkim. I do tego kluby. Ile to już dni nie byłam na imprezie? Tak dawno, że nie pamiętam. Mimo tego wszystkiego, Dean jest na mnie wściekły, a ja na niego. Czepia się mnie każdego, drobnego szczegółu. To za nisko głowa, to za wysoko, to złe spojrzenie i tak w kółko. Boję się, że to nie ja będę na okładce. Cokolwiek zamierza zrobić, nie wyjdzie to dobrze. Nigdy taki nie był.
- Koniec zdjęć! Chyba mamy to, czego oczekują.
- Świetnie, mam niezmierną ochotę się napić. Gdzie lecimy? - spytałam Carmen.
- Dzisiaj jest mega imprezka w 'The Universe'. Ponoć nawet jakieś gwiazdeczki przyjeżdżają. Nieźle by było się koło jakiegoś zakręcić. Rozumiem, że to koniec twojego 'szlabanu'? - zaśmiała się.
- Nareszcie. Wystarczyła jedna normalna rozmowa i laska odpuściła to wszystko. 
- Charlotte szczerze rozmawia z ludźmi. Kurczę, ominęło mnie takie świetne kino. To twój telefon?
- Ach, tak. Austin? Hej...nie coś ty...na imprezę?...serio?...świetnie, więc widzimy się w środku...pa.
- Mhm - podniosła brwi z zainteresowaniem.
- Jak go zobaczysz, to zrozumiesz. Jest mega.

   Nareszcie drugi, alkohol, taniec, impreza! Totalne rozluźnienie. I do tego Austin ma tu być, do jego przyjścia muszę odstawić drugi, jeszcze by coś mówił. Nie zna mnie z takiej strony. I nie wiem dlaczego, ale nie chcę żeby poznał. Co nie zmienia, że czuję się znakomicie.
- Hej Attaway, ciężko cię było znaleźć. Jak się masz.
- Howett! Jest cudownie, a teraz jeszcze lepiej. Ej, czy to nie jest przypadkiem Barbara Palvin?
- Możliwe, tu roi się od sław.
- Chciałabym być kiedyś taka.
- Nic nie stoi na przeszkodzie. To co, jakiego chcesz drinka?
- Cosmopolitan. Wiesz, że ten dupek, Dean, zepsuł mi szansę na okładkę? Wkurwił się na mnie wczoraj.
- Hej Cher, jak nie ta to inna. Jesteś świetna, przejdzie mu - ach ten jego uśmiech.
- Tak, pewnie. Mmm prawie zapomniałam jaki on jest świetny. Dzięki - właśnie popijałam czerwony trunek.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym z tobą zatańczyć.
- Z wielką chęcią.

    Jak to możliwe, że właśnie poznałam bliżej Barbarę? Nie mam pojęcia. Można powiedzieć, że to dzięki Austinowi. Widziała mnie, moje zdjęcia. Wow. Dobra, koniec fascynacji, przecież ona jest tylko dwa lata starsza. Może kiedyś będziemy pracowały z tymi samymi fotografami. Kto wie. Poznałam nie tylko Barbarę, ale też Anne Hathaway, Eda Sheerana. Bosko. Jeśli po takiej przerwie jest tak super, to może częściej będę je sobie robić. Przez to wszystko zapomniałam o dziewczynach i pigułkach. Na szczęście. Bez nich też można się świetnie bawić.
- Cher! Tu jesteś, potrzebuję cię. O a to kto? - Gaelle zawiesiła wzrok na blondynie u mojego boku.
- To jest Austin. Co się stało?
- Wiesz, skończył nam się.. - wzięłam ją za rękę na bok - towar...
- Odbiło ci?! Nie przy nim. Masz, to wszystko co mam przy sobie.
- Jejku, wyluzuj. To chyba normalne, że... nieważne. Dzięki, spadam. - i tyle ją widzieli.

- Wszystko w porządku?

- Tak, tylko muszę się przewietrzyć.
- Więc chodźmy.



- Skąd ty znasz tylu ludzi?
- Jestem masażystą, i to dobrym. - podkreślił.
- Ach zapomniałam, że mam ten zaszczyt bycia w twoich rękach. Szczęściara ze mnie - przytuliłam się do niego. Tak po prostu. - Wiesz co? Nie chce mi się tam wracać, chyba wrócę do siebie.
- Do siebie czy do hotelu? - dobre pytanie.
- Do siebie. Ostatnio spędziłam tam sporo czasu...
- Odprowadzę cię.


     Mimo wszystko podobała mi się ta impreza, ten styl w jakim ją spędziłam, u boku Austina. Kim on dla mnie jest - masażystą? kolegą? przyjacielem? Nie mam pojęcia, ale lubię go i tak. Trochę się zmieniam. Przy nim. Zadziwiające, nieprawdaż?

- Słyszałaś nowinę? - tak, cześć Laurel, ciebie też miło widzieć. - Zarząd wybrał dwa zdjęcia na tę promocję. Zgadnij.
- Nie mam pojęcia.
- Twoje i Louise. Ta mała nieźle sobie radzi.
- Co?!

                      _________________________________________________________



czwartek, 6 lutego 2014

' Just open the door '

*Louise*

       Nie wiem dlaczego Charlotte tak mnie traktuje. Przecież ja nic jej nie zrobiłam. Próbowałam nawet darzyć ją wielką sympatią, nie zważając na jej zachowanie. Myślałam, że już było między nami lepiej. Myliłam się, po raz kolejny. Wystawiła mnie do wiatru. Po raz kolejny. Nie wiem o co chodzi, ale dalej nie mam do niej urazu. No może troszkę. Jednak coś mi nie pozwala jej nienawidzić. Widzę w niej coś, nie wiem co, ale widzę. Tak, jestem naiwna. Lecz coś mi nie pozwala. Myślałam jak ja bym się zachowywała jakby ktoś kazałby mi opiekować się nową. Wiem, że to nie to samo, bo ja mam uczucia, a ona na pozór nie. Możliwe, że byłabym wściekła, chociaż szybko by mi to przeszło. Tyle, że ja mam przyjaciół, chłopaka. Te jej stwierdzenie, że nie potrzebuje go, że nie ma na niego czasu. Bullshit. Każdy potrzebuje trochę czułości. Może dlatego tak w to brnę. Bo widzę, że nie jest tą, za którą się podaję. I może po raz kolejny się mylę. Trudno.

' Nie przyjechałaś dzisiaj. Coś się stało? L. '

' Nic co by cię mogło zainteresować. Odpuść sobie. '

- Charlotte, byłyśmy umówione, więc do cholery, interesuje mnie to. - nie dałam za wygraną i do niej zadzwoniłam.
- Daj sobie spokój, Sean już mi wyprawił kazanie i wiesz co? I'm done with it. Zepsułaś mi wszystko i nigdy nie będę w stanie ci tego zapomnieć, więc nie ma po co nawet próbować. Groźby na mnie nie podziałają.
- Nikt ci nie grozi, po prostu martwiłam się o ciebie i dalej się martwię. Proszę cię pogadajmy.
- To się nie stanie.
- Wystarczy, że otworzysz mi drzwi.

*Charlotte*

Świetnie. Skąd wiedziała gdzie jestem? I po co całe te przedstawienie?
- Wpuścisz mnie czy będziemy tak stać?
- Skoro już tu jesteś i musisz...

       Zaskoczyła mnie swoją bezpośrednią rozmową. Po raz kolejny stwierdzam, że jej nie doceniałam, no ale przecież później zrobiła mi mętlik w głowie. Posunęłam się do czynów, do których wcześniej nie byłabym zdolna. I to przez laskę, której - powiedzmy - nie lubiłam. Pomijając ten fakt, jej szczerość była....szczera. Nie grała, nie było widać, że chce mną pograć. Nic z tych rzeczy. Próbowała zrobić ze mnie dobrą personę. Śmieszne. Na pierwszy rzut oka, bo później zaczęło do mnie dochodzić, że to co mówi jest prawdą i to bolącą prawdą. Poszłam po wino i tak usiadłyśmy i w końcu zrobiła się luźniejsza atmosfera między nami. Gdy było tak ostatnio, byłam na nią wściekła, ale nieważne.
       Postanowiłyśmy zacząć od nowa. 

beauty girl room mug mood


    - Powiedz mi coś o tym swoim chłopaku?
- No jest po prostu cudowny. Rozumie mnie i moje potrzeby, jest cierpliwy wobec sugestii mojego ojca, wobec modelingu. Znamy się praktycznie od dzieciństwa, a to wyszło całkiem niedawno i momentami boję się, że jak nam coś nie wyjdzie, to stracę mojego najlepszego przyjaciela, ale na szczęście te myśli jak szybko przychodzą, tak szybko odchodzą. Naprawdę nie myślisz czasem, że mając chłopaka u boku byłoby ci lepiej?
- Już ci mówiłam, nie mam na to czasu. Wiesz, po naszej ostatniej rozmowie spotkałam się z nim. Nie wiem dlaczego to zrobiłam i uwierz mi byłam na ciebie wściekła, dalej jestem. Ta rozmowa wcale mi nie pomogła, wręcz odwrotnie. Zobaczyłam, że cierpi, że ja cierpię. Tylko cholera wie dlaczego.
- Widzisz? Właśnie o tym mówię.
- Ale ja nikogo nie potrzebuję.
- Nie mam zamiaru kolejny raz się z tobą spierać. Pójdę jutro do Deana i powiem, że już nie potrzebuję aklimatyzacji, że dałyśmy radę, dzięki temu wrócisz do swojego życia. Nie chcę być z tobą w złych stosunkach. Myślę, że to do niczego by nie doprowadziło.
- Dziękuję. - tylko na tyle było mnie stać.

___________________________________________________

Kolejny rozdział. Komentujcie misiaki ;*

cherry flowers spring macro

sobota, 1 lutego 2014

' What the hell...? '




   Nie zmienię biegu wydarzeń, nie cofnę czasu, ale gdybym mogła, nie poszłabym na ten głupi most. Oczekiwałam, że Sean pomoże mi odpowiedzieć na pytania tłoczące się w mojej głowie, a w rzeczywistości tylko mi namieszał. On i Louise. Nigdy tego nie robiłam, ale muszę zacząć dzień od "pigułki szczęścia". Od razu lepiej.
- Hej przystojniaku, mogę wpaść na masaż?...jak chcesz...w takim razie czekam...pa.
    Robi się coraz przyjemniej. Zapomniałam jak baardzo przystojny jest Austin. Serio, jest cudowny. Dlaczego miałoby się to skończyć tylko na masażu, huh?



*Laurel*

Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Charlotte ominęła już cztery dni na planie, cztery imprezy. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nie żebym się martwiła czy coś, po prostu jest trochę inaczej bez niej. Najdziwniejsze, że Sean na nią nie nawala i Louise też nie ma. Mówiła mi, że musi się nią zająć, ale to? Przesada. Ta laska nie jest warta takich poświęceń. Dwa dni temu było mi miło, że powiedziała mi o tej całej sprawie, dziewczyny tyle nie wiedziały. To było miłe. 
    Jedyne czego się obawiam, to że stracę Cher. Musiała by być głupia, żeby tak zrobić. Przecież to było widać, że nie potrafi tej laski zcierpieć, no ale jednak mam obawy. Głupie, prawda?

*Charlotte*

Nigdy nie było mi tak dobrze. Austin nie dość, że nieziemsko przystojny, jest zajebistym towarzyszem. Nie pytał o nic, po prostu był. Nie powiem, że z nim nie flirtowałam, bo robiłam to nazbyt przesadnie, ale nie był tym zmieszany. Byliśmy na kawie. Sztuczne szczęście mnie opuściło i dzięki Austinowi zapomniałam o wczorajszej głupocie. Nie obchodziło mnie, że wystawiłam Louise i będę musiała słuchać kazania Deana. Trudno. Namieszała mi, wkurzyła mnie i nie mam zamiaru tego ciągnąć. Nie ze mną takie numery. Jestem Charlotte Attaway, a nie jakaś dziewczynka z przedmieścia Manchesteru.

- Co ty kurwa sobie myślisz?! - oho, zaczyna się.
- A co sobie kurwa myślałeś? Nie jestem niańką i nie zamierzam nią być. Ta laska ma chyba swój wiek i rozum, niech się sama pilnuje. Jak nie to wypad!
- Przeginasz, Charlotte. Żebyś to ty nie musiała wylecieć. A teraz spadaj do Louise i żebym więcej nie musiał ci przypominać co masz robić.
- A co jeśli nie? Wszyscy się o mnie biją. Nie wylejesz mnie, beze mnie nie będziesz istniał i ty dobrze o tym wiesz.
- Do cholery, czego ty chcesz? Myślisz, że jesteś jedyna? Nie! Więc lepiej już sobie idź.
   Co on sobie myśli? Ja pierdzielę, ten stary psychol wkurwił mnie na maksa. Wybiegłam z gabinetu, a tam kogo widzę? Laurel popijającą wodę.
- Co do cholery...?
- Nieważne. - wybiegłam z poirytowaniem.
Żeby tylko wiedziała co przez nią przechodzę. Za żadne skarby nie pójdę do niej. To ona powinna błagać mnie, bym ją przygarnęła pod swoje skrzydła. 

    - Austin? Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale nie mam z kim pogadać, a zaraz nie wytrzymam i zrobię komuś krzywdę.
- Wiesz to chyba nie jest dobry pomysł, skoro chcesz zrobić komuś krzywdę, to w tym wypadku wypada na mnie. Ja chcę jeszcze żyć - mimowolnie zaśmiałam się. Tak, chciałam zwalić kogoś z nóg, a ja się śmieję. Wiedziałam do kogo zadzwonić.



__________________________________________



To jest nasz Austin.




Nie chcę się powtarzać, ale komentujcie, proszę. Powoli rozwijam moją koncepcję,
chociaż ciężko jest ubrać w słowa to, co chcę przekazać. Wasza pomoc w komentarzach
byłaby czymś cudownym, dlatego was proszę.