- Pochyl się trochę bardziej. Masz uwodzić.
Trwają zdjęcia do nowych perfum Beyonce 'Rose de amor'. Nie ukrywam bardzo się cieszę, to duże przedsięwzięcie. Ale co za tym idzie, męczące godziny harówy. Można by pomyśleć, że nie ma się potem sił na tańce w klubie. Jednak jest odwrotnie. W domu i tak prawie nie przebywam. Razem z dziewczynami wynajmujemy hotele, bo nas na to stać. Moja matka i tak ciągle pracuje, taki typ osoby, że za bardzo ją nie obchodzę, jej kariera jest ważniejsza. Mi to odpowiada. Sama nie za bardzo interesuję się innymi sprawami. Tylko modeling, uroda, kluby, kasa i ubrania. No i są jeszcze dziewczyny z branży. Czy to moje przyjaciółki? Nie wiem. Dla każdej z nas najważniejszy jest nasz własny tyłek. Tu nie ma miejsca na współczucie czy pomoc. W każdym razie nie taką, za jaką uważa się w tamtym świecie. Tym normalnym świecie, ludzi średniej i biednej klasy.
- Dobra, mamy to. Laurel, twoja kolej. Kto ci dał tę kolię? Zdejmuj ją, pogrubia cię.
Dean, nasz główny fotograf. Bezlitosny skurwiel, ale bez niego byłybyśmy nikim.
- Carmen, gdzie dziś idziemy?
- Tam, gdzie bawiłyśmy się wczoraj było spoko, tylko muszę załatwić drugi. Ten typek, co wczoraj się obok nas kręcił chyba mi podwędził. A szkoda, bo miał taki ładny pyszczek.
- Mówisz o tamtym ciapku? - wtrąciła się Gaelle - Za grosz nie miał gustu.
- To prawda. - odpowiedziała z udawanym smutkiem Carmen
- Przynajmniej nie myślał tylko o jednym. - przypomniałam dziewczynom. - Tina! Popraw mi oczy.
Nasza nowa asystentka przybiegła przestraszona. Dobrze jej tak. Nie wiem, gdize ścinała włosy, były okropne.
- Na dziś koniec. Możecie iść, tylko jutro postarajcie się bardziej - zakończył błagalnie Dean.
Uśmiechnięte szłyśmy ulicami Londynu, w stronę dobrze nam znanej uliczki. Tam dostawałyśmy to, na co miałyśmy akurat ochotę. Nagle nieubłagalnie zadzwonił mi telefon.
- Dziewczyny, poczekajcie chwilę.
Odeszłam kilka kroków i odebrałam, to Sean, mój eks.
- Halo?
- Charlotte, musimy pogadać.
- A mamy o czym? Zdaje się, że już wszystko sobie powiedzieliśmy.
- Proszę cię, gdzie będziecie?
- W Troxy, spotkajmy się w naszym lobby.
- Do zobaczenia.
Wróciłam do dziewczyn, które okazywały już lekkie zdenerwowanie.
- Kto dzwonił?
- Sean, chce pogadać.
- Chyba nie zamierzacie do siebie wrócić - zagadnęła Laurel.
- Nie mam czasu na miłość.
Usatysfakcjonowane moją odpowiedzią, skręciłyśmy w uliczkę, gdzie czekał już nasz dealer.
- Hej piękne. To co zwykle?
Kocham ten klimat, głośna muzyka, alkohol. Teraz szybko załatwić sprawę z Seanem i ruszyć w tan. W naszym lobby już czekały kolorowe drinki, każdy coraz piękniejszy. Po chwili zjawił się umówiony gość i wyszłam na tylny balkon.
- Czego chcesz?
- Przepraszam cię, że tak cię oceniłem. Wiem, że nie jesteś taka jak one. To widać w twoich oczach.
Przyznam, że wyładniał. Podobał mi się, był taki inny. Nie obchodziło go to, że codziennie byłam w klubie, gdzie nie wiedział, co się ze mną działo. Ufał mi, a potem to wszystko prysło, powiedział co o mnie myśli.
Podeszłam i go pocałowałam, tak po prostu. Od razu odwzajemnił pocałunek.
- Nie widzę dla nas szans. Dalej myślisz, że jestem inna niż one?
Zostawiłam go takiego bezradnego. Cwaniacki uśmieszek wdarł mi się na twarz. Czas się zabawić. Wzięłam do ręki ecstasy i bez wahania połknęłam. Taak, to będzie cudowna noc.
__________________________________________________________
I jest pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że koncepcja wam się podoba i komentujcie ;*
