niedziela, 21 września 2014

" Just.. give you a chance"




    Jeszcze chyba nigdy nie byłam tak zbulwersowana. Pierwszą myślą było zadzwonienie do kogoś i powiedzenie co się właśnie wydarzyło, ale niestety, zdałam sobie sprawę, że nikt mi nie pomoże. Przykre co? Mieć przyjaciół, ale jednak nie mieć. Dziewczyny by nie zrozumiały, no, może jedynie Laurel. Jednak chyba nawet dla niej nie odważyłabym się powiedzieć o Austinie. Zostało więc mi tylko pójście do klubu.
- Poproszę shota. Albo od razu trzy, tak na dobry początek - zamówiłam u znajomego mi barmana.
- Ciężki dzień, huh? - uśmiechnął się nalewając mi diabelskiej cieczy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo...Hugh - przeczytałam z plakietki.
- To mam coś potem dla ciebie.
Wypiłam szybko podane shoty, popiłam sokiem arbuzowym i z uśmiechem powitałam wymyślny, nieznany drink.
- Co to? - biorę łyk - Mocne!
- Red hot slammer, nieźle kopie - zaśmiał się, słodki.
- Idealnie, masz coś jeszcze?
- Zobaczmy, czy wytrzymasz tego.

   Faktycznie, kopa ma niezłego, tym lepiej dla mnie. Procenty i głośna muzyka pozwalają mi zapomnieć o rzeczywistości. Coraz bardziej poprawia mi się humor i zaczynam flirtować z Hugh, dostając w zamian kolejnego drinka - Green Angel. Chyba nawet mocniejszy od poprzedniego, co sprawia, że totalnie zwalił mnie z nóg. Nie pamiętam co robiłam potem, chyba obściskiwałam się z jakimś kolesiem, nie mam pojęcia. Ważne, że znalazłam się pod drzwiami Louise.
- Jezu, co ci się stało?! - wypadła na hol przerażona, podciągając mnie do góry. Właśnie zobaczyła staczającą się Charlotte Attaway.

- Dzięki za prysznic, już mi lepiej. I za kawę i ubranie. - czułam się trochę niezręcznie w jej towarzystwie po wcześniejszej scenie.
- Więc teraz powiesz mi co się stało?

- Wiesz, nie rozumiem. Chłopak się zakochuje, pomimo, bez obrazy, twoich chamskich zachowań. Jest przystojny i ma świetny charakter. Czego chcieć więcej?
- Rzecz w tym, że nie potrafię kochać. Zaczynałam go lubić, naprawdę. Ale na więcej mnie nie stać, a nie chcę go ranić.
- Widzisz, więc coś czujesz - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
- Tylko nie wiem, czy chcę to czuć.
- Chcesz, naprawdę to fantastyczne być kochanym.
- Mówisz o sobie?
- Tak. Dzięki Victorowi nie wariuję w modelingu. - rozmarzyła się przy samym mówieniu.
- Okej okej, nie chcę tego słuchać - zaśmiałam się.
- Po prostu daj sobie szansę.

    Po prostu daj sobie szansę. Och to nie jest takie proste. 

czwartek, 26 czerwca 2014

" Any kind of relationship sucks "




     Spodziewałam się jakiegoś apartamentu w centrum miasta, tak jak mój. Byłam więc troszkę zdziwiona, gdy znaleźliśmy się na przedmieściach Londynu. Po chwili staliśmy przed zupełnie innym niż w mojej głowie domem.





      W środku dominowało drewno i było tak...przytulnie. Właściwie, podobało mi się, lecz nie spodziewałam się takiego wystroju po Austinie.
- Więc tu mieszkasz.
- Właściwie nie. To jest moje miejsce odpoczynku, mieszkam w centrum. - A więc się nie myliłam. Mogę sobie bić brawo.
- To dlaczego jesteśmy tu, a nie tam? - zaśmiał się z mojego zmieszania.
- Chciałem, byśmy byli właśnie tu. Wiesz, wino, kominek, te sprawy.
- Jasne. Ej, czy ty się rumienisz, Howett?
- Nie skądże. Przygotuję coś do jedzenia, czuj się jak u siebie.
Pierwsza rzecz - gdzie jest barek. Pewnie sobie pomyślicie kim ja jestem, że myślę tylko o tym, przecież jestem niepełnoletnia. Myślcie co chcecie, nie obchodzi mnie to. Taka właśnie jestem, poza tym to tylko wino.
- Hej, At, gdzie jesteś?
- Tutaj. Co jest?
- Jedzenie podano do stołu. Chodź, posmakuje ci.
- No nie wiem...
- Nie daj się prosić.
- No dobrze. Powiedz mi - zapytałam już siedząc - dlaczego tak naprawdę mnie tu zabrałeś?
- Po prostu cię lubię i chciałem być tu z tobą.
- Aha, mówisz to każdej lasce, którą tu sprowadzasz?
- Nie rozumiem?
- Wiesz, miłe słówka, winko,one miękną, cudowny seks przy kominku i tak dalej. 
- Cher, o co ci chodzi? 
- Właśnie o to! Ile lasek tu przyprowadziłeś? A może każdej klientce to mówisz?!
W tym momencie Austin zerwał się z krzesła, zwalając przy tym swój talerz i mnie pocałował. To było epickie, wyobraźcie sobie tą scenę. Zasługuje na miano bycia w jakimś niezłym filmie. Teraz powinnam się od niego odsunąć, lekko uśmiechnąć, ale nic z tych rzeczy.
- Dlaczego to zrobiłeś? - spytałam, przestraszona?
- Sam nie wiem... Myślę, że się w tobie zakochuję, At.
- Woah, woah, poczekaj. Mnie nie da się pokochać.
- Ile razy jeszcze będziesz wmawiać sobie i innym, że jesteś niedostępna, zimna i bez serca? Dobrze wiesz, że to nie jest prawdą. Inaczej nie chciałbym mieć z tobą nic wspólnego!
- Myślę, że powinnam już pójść - wstałam wstrząśnięta. 
    Ruszyły mnie jego słowa i praktycznie wybiegłam z domu, wzburzona jego wyznaniem. Tylko dlaczego tak zareagowałam? Może dlatego, że zdaję sobie sprawę z jego racji. Nawet jeśli kiedyś taka byłam, coś się we mnie odblokowało i wcale nie jestem zadowolona z nowych odczuć. Po cholerę ktoś w ogóle wymyślił miłość?! Byłam z wieloma chłopakami, ale nigdy nie było miłości, tylko przyjemność. I wtedy buum, zjawia się Louise i wszystko się chrzani. Gratulacje! Ale to moje życie i nie pozwolę by jakaś wywłoka uczyła mnie jak żyć. Świetnie radziłam sobie bez niej.
- At, zaczekaj proszę cię! - aha, znowu filmowa sceneria.
- Czego ode mnie chcesz?! Ja nie mogę dać ci tego, czego oczekujesz.
- Ja niczego nie oczekuję, po prostu powiedziałem szczerze, co mówi mi serce...
- Czym jest serce w dzisiejszych czasach?! Niczym. Nie da ci to pieniędzy. Wiesz co? Ja naprawdę zaczynałam cię lubić, ale to - wykonałam bliżej nieokreślone ruchy rękoma -  mi tylko przypomniało jak wielkim błędem jest angażowanie się w relacje. Proszę cię, daj mi odejść. - nie czekając na odpowiedź ruszyłam w stronę miasta.


    


          _________________________________________________________________

Może ktoś coś jakiś komentarz? xoxo 

poniedziałek, 5 maja 2014

' You're jealous? '





     Świetnie. Dzielę się sesjami. Po prostu zajebiście. Od kiedy dwie z nas mogą zostać okładką?! Od teraz chyba mogą. Chrzanić to. No tak, miałyśmy zacząć wszystko od nowa. Gdyby nie to, pewnie bym nawet nie wzięła udziału w tej sesji. Tyle w tym dobrego.
- Wow, czyli jednak postawił na swoim... - zamyśliłam się.
- Kto? - och, Lu, czy ty używasz mózgu?
- Dean... - po prostu stamtąd odeszłam, zostawiając Laurel, która próbowała myśleć.


   - Hej, Charlotte, możemy pogadać?
- O czym?
- Wiesz, tak głupio wyszło z tymi zdjęciami...
- Głupio? Nie udawaj. Dopiero co się zjawiłaś i już na okładce. Gratulacje - odeszłam.
- Jesteś zazdrosna?
- Żartujesz sobie? Zazdrosna? Jeszcze duużo rzeczy nie wiesz o tej branży. To jest jak życie w dżungli - każdy walczy o swoje, walczy o przetrwanie. Jeśli komuś się udaje - super. Ale niech nie zapomina, że o rolę trzeba walczyć, bo zawsze może ktoś czyhać na twoje potknięcie. Jak drapieżnik czekający na ofiarę, jak sęp na padlinę. Więc, pilnuj się - teraz odeszłam na dobre.


    - Hej, pomyślałem, że może chciałabyś się ze mną widzieć? Czekam na ciebie na dole.
- Austin? Dobrze wiesz, że jestem w pracy... A z resztą - pieprzyć to. Zaraz będę.
No bo po co mam zostawać? Niech ten skurwiel, wie co dzisiaj traci, nie mam zamiaru tańczyć jak on zagra. Nie ze mną takie gierki. A z Austinem potrafię się rozluźnić, nie tylko fizycznie. To dziwne, że to mówię, ale przy nim... nie muszę udawać. Umiem się śmiać, słuchać, uśmiechać. Może to jest znak? Kiedyś myślałam, że właśnie taka jestem - niedostępna, zimna, bez serca. Jednak teraz odkrywam w sobie te dobre cechy. Zaskakujące prawda? Charlotte Attaway ma swoją dobrą stronę. Ale nie cieszmy się za wcześnie, tylko przy nim. Ale to wcale nie znaczy, że coś do niego czuję. Nie, w tej sprawie nic się nie zmieniło, nie mam czasu na miłość. Poza tym nie czuję tego. Jest miło, nawet bardzo, ale tego nawet nie można nazwać przyjaźnią. Po prostu jest, nikt nie wie co.
- Po co chciałeś się zobaczyć, Howett?
- Pogadać, ponarzekać, wiesz.
- Och, więc Starbucks?
- Zapraszam.
   Nie rozumiem całej tej sprawy z tym spotkaniem, żeby pogadać. Wcześniej nigdy nie było takiej sytuacji, nigdy tak wcześnie. O tyle dobrze, że odprężyłam się po tej sprawie z tym skurwielem. Bóg jeden wie, co jutro odwali, że zwiałam. Ale to tylko potwierdzi moje założenie - beze mnie nie istnieje. Chociaż teraz ma nową laleczkę, która daje radę. Ciekawe ile razy mu obciągnęła. Ja nie musiałam, to on mnie błagał o bycie jego modelką. Nie powinnam być też aż tak bardzo wściekła na Louise. W końcu gdyby nie ona, to ani ja, ani ona nie znalazłaby się na tej okładce. Zrobiła mi, w pewnym sensie, przysługę, a ja dalej za nią nie przepadam. Ale przecież z tego powodu nie muszę być dla niej miła. Namieszała mi w życiu, tyle wystarczy by jej nie darzyć sympatią. Ale jednak...
- Z tą dziewczyną, Louise, już wszystko ok?
- Dobre pytanie...
- To znaczy?
- Nie wiem, nie wspominajmy o niej.
- Ok, co powiesz na przejażdżkę do mojego domu?
- Coś sugerujesz? - podniosłam brew.
- Daj spokój, At. Po prostu chciałem byśmy tam pojechali.
- A masz wino?
- Jak ostatnio sprawdzałem był pełny barek.
- To co my tu jeszcze robimy? - zaśmiałam się, aktorsko zrywając się z miejsca.






                          ___________________________________________________

Będzie się działo...

piątek, 7 lutego 2014

' Don't want him to know. '

Ekhem. Jeśli czytasz, zostaw komentarz, chociaż głupią minkę. Proszę.

_____________________________________________

    Jak obiecała tak zrobiła. Za dwie godziny mam być na planie. Stęskniłam się już za tym całym zamieszaniem wokół mnie. Za wszystkim. I do tego kluby. Ile to już dni nie byłam na imprezie? Tak dawno, że nie pamiętam. Mimo tego wszystkiego, Dean jest na mnie wściekły, a ja na niego. Czepia się mnie każdego, drobnego szczegółu. To za nisko głowa, to za wysoko, to złe spojrzenie i tak w kółko. Boję się, że to nie ja będę na okładce. Cokolwiek zamierza zrobić, nie wyjdzie to dobrze. Nigdy taki nie był.
- Koniec zdjęć! Chyba mamy to, czego oczekują.
- Świetnie, mam niezmierną ochotę się napić. Gdzie lecimy? - spytałam Carmen.
- Dzisiaj jest mega imprezka w 'The Universe'. Ponoć nawet jakieś gwiazdeczki przyjeżdżają. Nieźle by było się koło jakiegoś zakręcić. Rozumiem, że to koniec twojego 'szlabanu'? - zaśmiała się.
- Nareszcie. Wystarczyła jedna normalna rozmowa i laska odpuściła to wszystko. 
- Charlotte szczerze rozmawia z ludźmi. Kurczę, ominęło mnie takie świetne kino. To twój telefon?
- Ach, tak. Austin? Hej...nie coś ty...na imprezę?...serio?...świetnie, więc widzimy się w środku...pa.
- Mhm - podniosła brwi z zainteresowaniem.
- Jak go zobaczysz, to zrozumiesz. Jest mega.

   Nareszcie drugi, alkohol, taniec, impreza! Totalne rozluźnienie. I do tego Austin ma tu być, do jego przyjścia muszę odstawić drugi, jeszcze by coś mówił. Nie zna mnie z takiej strony. I nie wiem dlaczego, ale nie chcę żeby poznał. Co nie zmienia, że czuję się znakomicie.
- Hej Attaway, ciężko cię było znaleźć. Jak się masz.
- Howett! Jest cudownie, a teraz jeszcze lepiej. Ej, czy to nie jest przypadkiem Barbara Palvin?
- Możliwe, tu roi się od sław.
- Chciałabym być kiedyś taka.
- Nic nie stoi na przeszkodzie. To co, jakiego chcesz drinka?
- Cosmopolitan. Wiesz, że ten dupek, Dean, zepsuł mi szansę na okładkę? Wkurwił się na mnie wczoraj.
- Hej Cher, jak nie ta to inna. Jesteś świetna, przejdzie mu - ach ten jego uśmiech.
- Tak, pewnie. Mmm prawie zapomniałam jaki on jest świetny. Dzięki - właśnie popijałam czerwony trunek.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym z tobą zatańczyć.
- Z wielką chęcią.

    Jak to możliwe, że właśnie poznałam bliżej Barbarę? Nie mam pojęcia. Można powiedzieć, że to dzięki Austinowi. Widziała mnie, moje zdjęcia. Wow. Dobra, koniec fascynacji, przecież ona jest tylko dwa lata starsza. Może kiedyś będziemy pracowały z tymi samymi fotografami. Kto wie. Poznałam nie tylko Barbarę, ale też Anne Hathaway, Eda Sheerana. Bosko. Jeśli po takiej przerwie jest tak super, to może częściej będę je sobie robić. Przez to wszystko zapomniałam o dziewczynach i pigułkach. Na szczęście. Bez nich też można się świetnie bawić.
- Cher! Tu jesteś, potrzebuję cię. O a to kto? - Gaelle zawiesiła wzrok na blondynie u mojego boku.
- To jest Austin. Co się stało?
- Wiesz, skończył nam się.. - wzięłam ją za rękę na bok - towar...
- Odbiło ci?! Nie przy nim. Masz, to wszystko co mam przy sobie.
- Jejku, wyluzuj. To chyba normalne, że... nieważne. Dzięki, spadam. - i tyle ją widzieli.

- Wszystko w porządku?

- Tak, tylko muszę się przewietrzyć.
- Więc chodźmy.



- Skąd ty znasz tylu ludzi?
- Jestem masażystą, i to dobrym. - podkreślił.
- Ach zapomniałam, że mam ten zaszczyt bycia w twoich rękach. Szczęściara ze mnie - przytuliłam się do niego. Tak po prostu. - Wiesz co? Nie chce mi się tam wracać, chyba wrócę do siebie.
- Do siebie czy do hotelu? - dobre pytanie.
- Do siebie. Ostatnio spędziłam tam sporo czasu...
- Odprowadzę cię.


     Mimo wszystko podobała mi się ta impreza, ten styl w jakim ją spędziłam, u boku Austina. Kim on dla mnie jest - masażystą? kolegą? przyjacielem? Nie mam pojęcia, ale lubię go i tak. Trochę się zmieniam. Przy nim. Zadziwiające, nieprawdaż?

- Słyszałaś nowinę? - tak, cześć Laurel, ciebie też miło widzieć. - Zarząd wybrał dwa zdjęcia na tę promocję. Zgadnij.
- Nie mam pojęcia.
- Twoje i Louise. Ta mała nieźle sobie radzi.
- Co?!

                      _________________________________________________________



czwartek, 6 lutego 2014

' Just open the door '

*Louise*

       Nie wiem dlaczego Charlotte tak mnie traktuje. Przecież ja nic jej nie zrobiłam. Próbowałam nawet darzyć ją wielką sympatią, nie zważając na jej zachowanie. Myślałam, że już było między nami lepiej. Myliłam się, po raz kolejny. Wystawiła mnie do wiatru. Po raz kolejny. Nie wiem o co chodzi, ale dalej nie mam do niej urazu. No może troszkę. Jednak coś mi nie pozwala jej nienawidzić. Widzę w niej coś, nie wiem co, ale widzę. Tak, jestem naiwna. Lecz coś mi nie pozwala. Myślałam jak ja bym się zachowywała jakby ktoś kazałby mi opiekować się nową. Wiem, że to nie to samo, bo ja mam uczucia, a ona na pozór nie. Możliwe, że byłabym wściekła, chociaż szybko by mi to przeszło. Tyle, że ja mam przyjaciół, chłopaka. Te jej stwierdzenie, że nie potrzebuje go, że nie ma na niego czasu. Bullshit. Każdy potrzebuje trochę czułości. Może dlatego tak w to brnę. Bo widzę, że nie jest tą, za którą się podaję. I może po raz kolejny się mylę. Trudno.

' Nie przyjechałaś dzisiaj. Coś się stało? L. '

' Nic co by cię mogło zainteresować. Odpuść sobie. '

- Charlotte, byłyśmy umówione, więc do cholery, interesuje mnie to. - nie dałam za wygraną i do niej zadzwoniłam.
- Daj sobie spokój, Sean już mi wyprawił kazanie i wiesz co? I'm done with it. Zepsułaś mi wszystko i nigdy nie będę w stanie ci tego zapomnieć, więc nie ma po co nawet próbować. Groźby na mnie nie podziałają.
- Nikt ci nie grozi, po prostu martwiłam się o ciebie i dalej się martwię. Proszę cię pogadajmy.
- To się nie stanie.
- Wystarczy, że otworzysz mi drzwi.

*Charlotte*

Świetnie. Skąd wiedziała gdzie jestem? I po co całe te przedstawienie?
- Wpuścisz mnie czy będziemy tak stać?
- Skoro już tu jesteś i musisz...

       Zaskoczyła mnie swoją bezpośrednią rozmową. Po raz kolejny stwierdzam, że jej nie doceniałam, no ale przecież później zrobiła mi mętlik w głowie. Posunęłam się do czynów, do których wcześniej nie byłabym zdolna. I to przez laskę, której - powiedzmy - nie lubiłam. Pomijając ten fakt, jej szczerość była....szczera. Nie grała, nie było widać, że chce mną pograć. Nic z tych rzeczy. Próbowała zrobić ze mnie dobrą personę. Śmieszne. Na pierwszy rzut oka, bo później zaczęło do mnie dochodzić, że to co mówi jest prawdą i to bolącą prawdą. Poszłam po wino i tak usiadłyśmy i w końcu zrobiła się luźniejsza atmosfera między nami. Gdy było tak ostatnio, byłam na nią wściekła, ale nieważne.
       Postanowiłyśmy zacząć od nowa. 

beauty girl room mug mood


    - Powiedz mi coś o tym swoim chłopaku?
- No jest po prostu cudowny. Rozumie mnie i moje potrzeby, jest cierpliwy wobec sugestii mojego ojca, wobec modelingu. Znamy się praktycznie od dzieciństwa, a to wyszło całkiem niedawno i momentami boję się, że jak nam coś nie wyjdzie, to stracę mojego najlepszego przyjaciela, ale na szczęście te myśli jak szybko przychodzą, tak szybko odchodzą. Naprawdę nie myślisz czasem, że mając chłopaka u boku byłoby ci lepiej?
- Już ci mówiłam, nie mam na to czasu. Wiesz, po naszej ostatniej rozmowie spotkałam się z nim. Nie wiem dlaczego to zrobiłam i uwierz mi byłam na ciebie wściekła, dalej jestem. Ta rozmowa wcale mi nie pomogła, wręcz odwrotnie. Zobaczyłam, że cierpi, że ja cierpię. Tylko cholera wie dlaczego.
- Widzisz? Właśnie o tym mówię.
- Ale ja nikogo nie potrzebuję.
- Nie mam zamiaru kolejny raz się z tobą spierać. Pójdę jutro do Deana i powiem, że już nie potrzebuję aklimatyzacji, że dałyśmy radę, dzięki temu wrócisz do swojego życia. Nie chcę być z tobą w złych stosunkach. Myślę, że to do niczego by nie doprowadziło.
- Dziękuję. - tylko na tyle było mnie stać.

___________________________________________________

Kolejny rozdział. Komentujcie misiaki ;*

cherry flowers spring macro

sobota, 1 lutego 2014

' What the hell...? '




   Nie zmienię biegu wydarzeń, nie cofnę czasu, ale gdybym mogła, nie poszłabym na ten głupi most. Oczekiwałam, że Sean pomoże mi odpowiedzieć na pytania tłoczące się w mojej głowie, a w rzeczywistości tylko mi namieszał. On i Louise. Nigdy tego nie robiłam, ale muszę zacząć dzień od "pigułki szczęścia". Od razu lepiej.
- Hej przystojniaku, mogę wpaść na masaż?...jak chcesz...w takim razie czekam...pa.
    Robi się coraz przyjemniej. Zapomniałam jak baardzo przystojny jest Austin. Serio, jest cudowny. Dlaczego miałoby się to skończyć tylko na masażu, huh?



*Laurel*

Nie wiem o co w tym wszystkim chodzi. Charlotte ominęła już cztery dni na planie, cztery imprezy. Nigdy wcześniej tego nie robiła. Nie żebym się martwiła czy coś, po prostu jest trochę inaczej bez niej. Najdziwniejsze, że Sean na nią nie nawala i Louise też nie ma. Mówiła mi, że musi się nią zająć, ale to? Przesada. Ta laska nie jest warta takich poświęceń. Dwa dni temu było mi miło, że powiedziała mi o tej całej sprawie, dziewczyny tyle nie wiedziały. To było miłe. 
    Jedyne czego się obawiam, to że stracę Cher. Musiała by być głupia, żeby tak zrobić. Przecież to było widać, że nie potrafi tej laski zcierpieć, no ale jednak mam obawy. Głupie, prawda?

*Charlotte*

Nigdy nie było mi tak dobrze. Austin nie dość, że nieziemsko przystojny, jest zajebistym towarzyszem. Nie pytał o nic, po prostu był. Nie powiem, że z nim nie flirtowałam, bo robiłam to nazbyt przesadnie, ale nie był tym zmieszany. Byliśmy na kawie. Sztuczne szczęście mnie opuściło i dzięki Austinowi zapomniałam o wczorajszej głupocie. Nie obchodziło mnie, że wystawiłam Louise i będę musiała słuchać kazania Deana. Trudno. Namieszała mi, wkurzyła mnie i nie mam zamiaru tego ciągnąć. Nie ze mną takie numery. Jestem Charlotte Attaway, a nie jakaś dziewczynka z przedmieścia Manchesteru.

- Co ty kurwa sobie myślisz?! - oho, zaczyna się.
- A co sobie kurwa myślałeś? Nie jestem niańką i nie zamierzam nią być. Ta laska ma chyba swój wiek i rozum, niech się sama pilnuje. Jak nie to wypad!
- Przeginasz, Charlotte. Żebyś to ty nie musiała wylecieć. A teraz spadaj do Louise i żebym więcej nie musiał ci przypominać co masz robić.
- A co jeśli nie? Wszyscy się o mnie biją. Nie wylejesz mnie, beze mnie nie będziesz istniał i ty dobrze o tym wiesz.
- Do cholery, czego ty chcesz? Myślisz, że jesteś jedyna? Nie! Więc lepiej już sobie idź.
   Co on sobie myśli? Ja pierdzielę, ten stary psychol wkurwił mnie na maksa. Wybiegłam z gabinetu, a tam kogo widzę? Laurel popijającą wodę.
- Co do cholery...?
- Nieważne. - wybiegłam z poirytowaniem.
Żeby tylko wiedziała co przez nią przechodzę. Za żadne skarby nie pójdę do niej. To ona powinna błagać mnie, bym ją przygarnęła pod swoje skrzydła. 

    - Austin? Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale nie mam z kim pogadać, a zaraz nie wytrzymam i zrobię komuś krzywdę.
- Wiesz to chyba nie jest dobry pomysł, skoro chcesz zrobić komuś krzywdę, to w tym wypadku wypada na mnie. Ja chcę jeszcze żyć - mimowolnie zaśmiałam się. Tak, chciałam zwalić kogoś z nóg, a ja się śmieję. Wiedziałam do kogo zadzwonić.



__________________________________________



To jest nasz Austin.




Nie chcę się powtarzać, ale komentujcie, proszę. Powoli rozwijam moją koncepcję,
chociaż ciężko jest ubrać w słowa to, co chcę przekazać. Wasza pomoc w komentarzach
byłaby czymś cudownym, dlatego was proszę.


czwartek, 2 stycznia 2014

'There is always time for love'



    Jeśli wczoraj mówiłam, że nie było wcale tak źle, to chyba bredziłam. No bo wkońcu muszę cały dzień podporządkować tej Elise czy Louise. Okropne, ale przecież jestem Charlotte Attaway. Już ja wiem co mam robić.

      Dwie godziny później byłam w moim apartamencie i szykowałam koktajle. Tak, koktajle, dla mnie i tej dziewczyny. Usłyszałam dzwonek do drzwi, uśmiech wpełzł mi na twarz. No to zaczynamy zabawę.
- Hej, proszę wchodź. Zrobiłam koktajle. Chcesz spróbować?
- Chętnie - uśmiechnęła się do mnie.
- To co chcesz dzisiaj robić?
- Nie wiem, może zakupy?
- O! To świetny pomysł, ze mną nie zginiesz - zapowiada się ciekawie.

    Od trzech godzin biegamy po sklepach. To więcej niż maraton, ale taki jest mój plan - żeby stwierdziła, że się nudzi, męczy. Nic takiego, od trzech godzin nie daje mi tej satysfakcji. Kasę widać też ma. No cóż. Poszłyśmy na kawę i zaczęłam ją lepiej poznawać. Jest nawet spoko dziewczyną. Tak, ja Charlotte Attaway, z przykrością stwierdzam, że jest spoko dziewczyną, serio.
- Będziesz miała coś przeciwko, jeśli już pójdę? Umówiłam się z chłopakiem.
- Masz chłopaka? - niemal zakrztusiłam się swoją latté.
- Tak. Coś w tym złego?
- Żadna dziewczyna z branży nie ma chłopaka. To jest, hmm...., niewygodne? Niepotrzebne?
- Serio? Może żadna z was tak naprawdę się nie zakochała?
- Nie ma na to czasu.
- Na miłość zawsze jest czas. Lecę, pa.

      No no, nie powiedziałabym. Ta cicha, szara myszka przestaje być cichą, szarą myszką. I ma chłopaka. Well, well. I zostałam sama, to ona wyszła pierwsza. Ale jak się zakochać, gdy nie ma się czasu? Chłopak jest zobowiązujący, trzeba spędzać z nim czas. CZAS. To chyba jakieś przekleństwo. No tak, w wieku 17 lat narzekam na czas. Na brak czasu. Paradoks, bo właśnie siedzę w Starbucksie popijając spokojnie latté.
- Sean, to ja, Charlotte. Pamiętasz mnie jeszcze? - nie wierzę, że to robię.
- Ta która jest bezwględną, raniącą dziewczyną? Tak, pamiętam.
- Szczere. Wiem, że to głupie, ale..ale możemy się spotkać?
- Wow, nie wierzę.
- Proszę...- nie, to w 100% nie jest Charlotte.
- No dobrze, spotkajmy się na moście...- rozłączył się.
Na jakim moście, do cholery. W Londynie jest ich setka, jak nie więcej! Ugh. Zaraz, może mu chodziło o TEN most. To moje jedyne wyjście. Włożyłam banknot pod talerzyk i wybiegłam łapiąc pierwszą, lepszą taksówkę. Z tymi wszystkimi torbami było dosyć ciężko. Na portierni w hotelu zostawiłam ciuchy i ruszyliśmy dalej. Cholerne korki! Pół godziny później podchodziłam do mostu, gdzie stał oparty Sean.
- Myślałem, że znowu mnie wystawiłaś. Domyśliłaś się. - nawet na mnie nie spojrzał.
- A ty mimo wszystko pamiętałeś.
- Ty też - wciąż patrzył przed siebie.
- Cóż, tak jakoś wyszło...
- No więc, czemu chciałaś się spotkać?
- Żeby porozmawiać.
- Czyżby Charlotte się zmieniła?
- Nie, ona nigdy się nie zmieni. Powiedz mi - stanęłam obok niego - czy ty mnie kochałeś? - nareszcie spojrzał w moją stronę.
- Czy to ma znaczenie?
- Odpowiedz mi.
- Kochałem. Kiedyś byłaś inna. - widziałam ból w jego oczach.
- Człowiek tak łatwo się nie zmienia - powiedziałam twardo.
- A jednak. Wszystko się zmieniło odkąd miałaś mniej czasu. Coś się zepsuło a potem... nie poznaję cię.
Niech ten cholerny czas się ode mnie odpieprzy!
- Ty...nadal mnie kochasz...
- To nie ma znaczenia.

" Jeżeli kochasz, czas zaw­sze od­naj­dziesz, nie mając na­wet ani jed­nej chwili. "
Zraniłam go, i to bardzo. Nie przejmowałam się tym, co czuje on. Liczyłam się tylko ja. Teraz widzę tego konsekwencje. 'Jak nie ten, to inny'. A co jeśli to miał być on? Nie no co ja gadam. Przecież w wieku 17 lat, z moim charakterem nic nie jest stałe. Tym bardziej uczucia. Czy ja właśnie przyznałam, że coś do niego czułam? Cholera.
- Ej, nie płacz. To niczego nie zmieni. Było minęło, nasz czas minął. - powtarzam, niech ten czas się ode mnie odpieprzy!
- Co? Ja płaczę? Kurczę - zaczęłam nerwowo ocierać twarz.
- I po co to robisz? Nie musisz udawać.
- Dlaczego ten cholerny czas mnie prześladuje? Nie chcę go, niech idzie dręczyć kogoś innego.
- Cher, to jest właśnie zmiana.
- Nie! Ja się nie zmienię, nie jestem taka!
- Im prędzej to przyznasz, tym więcej zyskasz...
_________________________________________________
No to mordeczki, jak się wam podoba troszkę sentymentalna Charlotte?
Louise jeszcze namiesza ^^ Komentujcie, oceniajcie. Buziaki.